Pierwsze odśnieżanie

Pierwsze odśnieżanie za mną! 
I choć śnieg skrzył się srebrnie w promieniach zachodzącego słońca, ...
/tak była 10:30 ale słońce wisiało szyderczo nisko nad ziemią grożąc, że zaraz zniknie, a zmrok już wysyłał swe długie cienie spod domów, drzew i nawet latarni więc nikt mi nie wmówi, że tak powinno przedpołudnie wyglądać/

... był lekki i przyjemność to była bardziej niż obowiązek, to i tak zimy nie lubię!

Nawet pies puszczony wolno pobiegłszy w osiedle, co zwykle ekstatyczną radością go napełnia, wrócił 
w połowie odśnieżonego płotu, usiadł i patrząc na mnie śpiącym wzrokiem utyskiwał:
- bucików nie mam, zimno, ślina mi na brwi zamarzła i właściwie to przypomnij mi dlaczego wstaliśmy
z łóżka?
Chciał wejść do domu, ale myślę sobie: O NIE! - zostaniesz tu ze mną i mi pomożesz... Próbował nawet śnieg nieco ogonem odgarniać ale mały jest, efektów nie było. Gdy się już z pracą uporaliśmy
i powiedziałam mu, że teraz już do domu idziemy - głupawki radosnej dostał i fikołki prawie w powietrzu fikać zaczął! Też bym może fiknęła gdybym się tym odśnieżaniem tak nie zmęczyła.
Wniosek mam jeden odwieczny: śnieg to powinien być w górach!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zaszyfrowana przesyłka

Wodne dzieci

Poranna herbata