Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2018

Stoi i ma to wspomnienie

Stoi. Nie. Idzie, podąża, zmierza… Jest piękny, letni dzień. Przed nią biegnie dziecko. Spod spodenek sięgających kolan wystają tłuściutkie łydki. Dziecko szybciutko przebiera nóżkami. Na smyczy prowadzi psa lub pies ją prowadzi. Biegnie, ciągnie, podskakuje radośnie próbując dorównać tempa dziecku. Ona stara się nadążyć. Idą, biegną po chodniku wzdłuż torów kolejowych z Pogorzelicy do Niechorza. Taką dziś wymyślili wycieczkę. Ktoś polecił im tą drogę. Miała szybciej przywieźć ich do celu niż spacer plażą. Chcą zobaczyć muzeum miniatur latarni morskich, może samą latarnię, przejść się. Jej wzrok utkwiony jest w nóżkach dziecka choć jednocześnie przeczesuje okolicę w trosce o bezpieczną drogę. Uśmiecha się do siebie. To taki przeprzyjemny moment. Chciałaby go z kimś podzielić ale nie może. Dlaczego musiała zostać z tym sama? To pytanie wybrzmiewa w jej głowie lecz oto zmienia całą aurę dnia. Dziecko przystaje. Odwraca się niepewne w stronę mamy. Pies jeży sierść, zaczyn

Pożegnanie grupy Creative Writing Lovers

Właśnie dowiedziałam się, że na fb zamknięto grupę CWL, w której czułam się jak w domu. Jak w domu - znaczy swojsko. Czasami ja byłam nie fair /bo nie przystępowałam do wyzwań, nie na czas itp./ Czasami czułam się nie fair potraktowana. Jak wówczas gdy zabroniono mi już zgłaszać się na spotkanie otwarte /2 tygodnie przed terminem/. Zupełnie nie wiem czemu... Potem do grupy wdarł się zły elf. Mieliśmy wspólnie zrealizować pewien projekt. Zgłosili się chętni, mieliśmy się spotkać i omówić szczegóły w życzliwej, twórczej atmosferze - wspólnie. Mieliśmy pobyć razem i coś razem stworzyć. Spotkanie zostało odwołane przez Pomysłodawcę. Mimo wielu próśb i nacisków nie miało już dojść do skutku. Mimo to wspólny projekt omawiany z każdym z osobna telefonicznie bądź mailem, miał się ziścić. Lecz część z nas zbuntowała się na "zmienianie reguł gry w jej trakcie". Ci zdeklarowani stracili ochotę uczestniczenia w projekcie. Z komentarzy na grupie - ostrych, żartobliwych, zaczepnych,

Co lubię w książkach Joanny Bator?

W książkach Joanny Bator przede wszystkim cenię sposób, w jaki autorka posługuje się językiem polskim.Trzeba przyznać, że jest mistrzynią stylu. Mam wrażenie, że nie zastanawia się, nie dobiera, nie koryguje, tylko pisze tak jakby mówiła. Lubię sczytywać jej słowa nawet gdy to o czym opowiada w mniejszym stopniu do mnie trafia lub krócej we mnie zagości. Opowieści jej są nieoczywiste, bardzo emocjonalne choć spokojnym językiem opowiadane, Czasami odsłaniają nieco światy równoległe. Wpływają na nastrój. Poza ekscytacją związaną z ciekawością i czystą przyjemnością pochłaniania książki, czasami przygnębiają, wprawiają w nostalgię. Zaczęło się od "Ciemno, prawie noc" i reszty trylogii przeczytanej w przedziwnej kolejności /"Chmurdalia", "Piaskowa Góra"/. Najmniej podobała mi się część opowieści, która była najbardziej realna. Natomiast Kotojady czy dwie ciotki przyjmuję w całej ich cygańskiej, egzotycznej fikcjo-rzeczywistości. Potem była "Wyspa Ł