Wodne dzieci

Wodne dzieci (Water Children) reż Aliona Van der Horst
„Zwycięzca festiwalu dokumentalnego w Lipsku w 2011 roku. Poetycki i piękny wizualnie portret japońskiej pianistki i artystki wizualnej. W jednej z japońskich wiosek artystka tworzy multimedialną instalację, za pomocą której opowiada o uczuciach związanych z życiem, śmiercią, płodnością i seksualnością. Reżyserka przedstawia nam też własny punkt widzenia tych zagadnień, bowiem, jak się okazuje, ma osobisty powód do nakręcenia tak zjawiskowo poetyckiego filmu.” ~ ulotka Planete+ Doc Film Festiwal w Bydgoszczy; maj 2012 r.


Właśnie obejrzałam ten film zaprezentowany podczas „Weekendu z festiwalem PLANETE + DOC” w Bydgoszczy. To dokument niezwykły. Jestem pod wrażeniem jego wymowy. Myślę o nim „amazing” i przepraszam, że nie po polsku ale cały czas do mnie tym słowem przemawiał. To ładne słowo – takie „okrągłe”...
I film faktycznie był niezwykły i zadziwiający i piękny. Przedziwnie potraktowany temat życia, możliwości jego dawania, lub niemożliwości właśnie. Bardzo kobiecy, eteryczny, intymny...
Kulturowo dysonansowy leciutko. Jak pokonałam opór związany z tematem wiodącym i udało mi się uwolnić od niesmaku i powodującego dyskomfort zadziwienia, poddałam się tej opowieści ilustrowanej językami wielu kobiet i wariacjami na temat Bacha. Opowieść poniosła i przeniosła w jakiś inny, zaskakująco ponad cielesny wymiar. Zdecydowanie wzruszyła. Poczułam szczere rozczarowanie, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe.

Co do treści – aby rozjaśnić zawiłości powyższych wypowiedzi:
Pianistka japońska grająca /akurat w tym filmie/ Bacha, traci męża. To poczucie straty popycha ją do rozliczenia się z tematem przemijania. Również w swoim kontekście. Jak mówi – uświadamia sobie, że nie może już rodzić dzieci. Postanawia stworzyć dzieło z 12000 białych koszulek. Nazywa je świątynią i efekt faktycznie jest mistyczny. Pośród labiryntu białych, delikatnie powiewających, korytarzy ukryta jest czerwona komnata. To miejsce, w którym wkomponowane zostały płaty materiału przesiąknięte krwią menstruacyjną. W pierwszym odruchu to szokujące i trochę nawet niesmaczne. Odczuwam opór przed podziwianiem czegoś, co kojarzę jako „obrzydliwe”. Dopiero reakcje ludzi oglądających wystawę pozwalają mi pozbyć się z tych zahamowań. Gdy przyjmuję interpretację dzieła, przestaje mnie szokować – przynajmniej z ekranu.
Instalacja pociąga za sobą nowe doświadczenie. Autorka prosi o to, by wszystkie kobiety, które oglądają wystawę wzięły sobie po jednej koszulce i splamiły ją swoją krwią menstruacyjną, po czym napisały jej o swoich odczuciach i myślach towarzyszących temu doświadczeniu. To, w jaki sposób przeprowadzenie tego doświadczenia oddziałuje na biorące w nim udział kobiety, jest niesamowite. W każdej budzi ono najintymniejsze refleksje dotyczące własnej kobiecości, znaczenia potencjalnej możliwości dawania życia. Lecz również tragedii niemożności jego dawania. Tęsknoty kobiet, które nie mogą mieć dzieci do ich posiadania. Odczucia kobiet, które straciły dzieci... Trudno to wszystko opisać, bo właśnie ten film opowiedział to w sposób doskonały. Opowieść wiedzie do japońskiego zwyczaju dedykowania swoim „wodnym dzieciom” /czyli tym, które nie miały szansy się począć lub urodzić/ figurek. Film ukazuje takie figurki w świątyniach i na skałach wybrzeży. W jednej ze świątyń spotykamy parę, która 4 razy straciła nienarodzone dzieci. Odwiedzają je właśnie w postaci tych figurek, materializując tym samym swój smutek i tęsknotę.
Film ogląda się dobrze. Nie ma w nim niepotrzebnego epatowania smutkiem. Jest dokumentem, pokazującym kawałek rzeczywistości i tylko czasami wydaje się ona ponad cielesna. Przy tym jednak wzrusza – od połowy łzy ciekły mi po policzkach...
Nie bez znaczenia dla emocjonalnego odbioru jest osadzenie treści w przepięknych, melancholijnych krajobrazach Japonii.

Komentarze

  1. Pamiętam, gdy - kilka lat temu - mówiłaś mi o tym filmie :)
    Pięknie napisane.
    Inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3 Super w napisanym jest to, że czytając wspomnienia można, kiedy się chce, powracać do przeżytych chwil. Podobnie jest ze zdjęciami, muzyką... Ten film odżywa we mnie co jakiś czas, chociaż nigdy ponownie nie miałam okazji go obejrzeć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zaszyfrowana przesyłka

Poranna herbata