Kocham stokrotki 3
Zabawa trwała. Uwielbiała
tańczyć – właściwie zawsze, a w szczególności gdy bawiła się w dobrze znanym
sobie, przyjaznym towarzystwie. Tak czuła się i dziś. Szkoda, że kondycja już
nie ta co kiedyś. Co jakiś czas szła więc do pokoju aby się odświeżyć i
ochłodzić.
Właśnie teraz wracała na
parkiet. Schodziła po szerokich, wyściełanych dywanem schodach, które wiodły do
sali dyskoteki. Niepokojący rytm już pulsował w jej żyłach a nogi rwały się do
tańca.
On stał u dołu schodów.
Wyczuła, że chciałby z nią zatańczyć. Nie znali się zbyt dobrze... Zanim
jeszcze powiedział cokolwiek poczuła wewnętrzne przyzwolenie. Trudno, jest tu
również po to aby się integrować.
Można powiedzieć, że zasadniczo
faceci jej w tańcu nie przeszkadzali. No chyba, że któryś był zbyt sztywny lub
paradoksalnie, tańczył zbyt dobrze. No nie mówiąc już o sytuacjach gdy
niektórym puszczały hamulce. Takich zawsze omijała szerokim kołem.
Z tym chłopakiem jeszcze nie
tańczyła więc... czemu nie. Wyciągnął rękę w jej stronę podając jej dłoń jak
dziecku:
–
zatańczymy?
Podała mu rękę i uśmiechnęła
się przyjaźnie. Muzyka dudniła jej w uszach, chciała poddać się rytmowi,
otorbić i odpłynąć w swój wewnętrzny, być może niezbyt przyjazny ale dobrze jej
znany świat. Chciała... ale coś ją dziwnie zakotwiczało w „tu i teraz”.
Spojrzała na tę kotwicę. To była jego ciepła, silna dłoń, delikatnie ciągnąca
ją w stronę parkietu. Uniosła ją nieco aby się jej przyjrzeć. Zwykle nie
odczuwała tak zmysłowo czyjegoś dotyku. Zdumienie musiało odmalować się na jej
twarzy. Choć gest ten trwał tylko chwilkę zdążyła zauważyć, że on go
zarejestrował. Uśmiechnął się do niej, tak jakoś ciepło i dumnie zarazem.
Poczuła się dobrze i ... niezwykle. Zaczęli tańczyć. Początkowo tak zwyczajnie
niepewnie, uczyli się siebie, droczyli, oceniali, ciekawie się sobie
przypatrywali.
Nagle atmosfera zgęstniała. Na
jego czole pojawiła się pulsująca żyła potwierdzająca zrodzone napięcie. Schwycił
ją za szyję, ucisnął tył głowy i przyciągnął do siebie. W pierwszej chwili
przestraszyła się. Nie wiedziała czy jego siły, jego zdecydowanie dominującej
nad nią sylwetki, czy też swoich uczuć które nią owładnęły w momencie jego
uścisku. Zesztywniała. Była to jednak tylko chwila wahania. Już za moment
rozluźniła się i poddała ufnie jego rękom. Wyczuwała taki magnetyzm, że czasami
dziwiła się, że nie iskrzą w ciemności dyskotekowych świateł.
Gdy oswoiła się już z tym
rodzajem ekscytacji nagle znalazła się w nowej sytuacji. Partner obrócił ją w
tańcu, stanął za nią, oplótł ją rękoma ani na chwilę nie puszczając jej dłoni.
Schylił głowę i poczuła na szyi jego ciepły oddech. Włoski zjeżyły się jej na
karku. Świat zawirował jej przed oczyma. Nagle wszystko przestało się liczyć.
Teraz i tu pragnęła tylko pozostać w tych ramionach, w tej bliskości.
Tej nocy tańczyli jeszcze
kilkukrotnie. Każdy kolejny taniec, każdy kolejny dotyk pociągał ją w coraz głębsze rejony zapomnienia. W rejony
jej nieznane lub zapomniane już dawno, niepokojące a zarazem bardzo swojskie i
bezpieczne, wabiące obietnicą raju.
Wyłączyła myślenie, nie
analizowała gdzie i dlaczego podąża. Nie miała nic do stracenia. To była w
końcu tylko zabawa. Taniec, który miał się skończyć wraz z ostatnimi dźwiękami
puszczanej przez didżeja muzyki.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że
to jej tak szybko nie przejdzie. Tonąc w jego ramionach nie przeczuwała nawet,
że już w pierwszym prześnionym śnie urodzi mu bliźniaczki i, chociaż uśmiechnie
się rano i będzie próbowała wypchnąć tę słabość ze świadomości, to ona z nią
zostanie na dłużej. Wówczas nie zdawała sobie sprawy, że śnić o nim będzie noc
w noc, że na wspomnienie jego dotyku będą jej cierpły ręce, że na wspomnienie
jego oddechu będzie jej ciemniało w oczach. Nie przeczuwała, że będzie tęsknić
za tym aby go chociaż z daleka zobaczyć, ani tego, że zakocha się w odcieniu lakieru jego samochodu.
Nie wiedziała tego, że te kilka
wspólnie spędzonych chwil podaruje jej roczny zastrzyk adrenaliny, euforii, zadziwienia,
że jest w stanie odczuwać jeszcze tyle uczuć, o których myślała, że są już nie
dla niej, że ona swoje zmarnowała kiedyś i gdzieś dla niewłaściwej osoby i że
one nigdy nie wrócą. Szczęśliwy rok, budzący nadzieję, dobry rok, ujmujący lat,
szalony, energetyczny rok... Rok dający jej siłę na zaakceptowanie
platonicznego charakteru swoich uczuć. I nie wiedziała również, że po tym roku,
z powodu jego niekontrolowanej czkawki nastroju, przyjdzie czas na zburzenie
tej kruchej akceptacji, że przyjdzie czas na tęsknotę. Momentami fizycznie
bolesną tęsknotę... i nie wiedziała jeszcze wówczas, gdy tonęła w jego
ciepłych, silnych i wielkich ramionach, że po dwóch latach będzie już tylko
tęsknotą...
Gdyby mogła to wtedy
przewidzieć, gdyby w jakiś sposób ktoś pokazał jej jak ta noc zogniskuje jej
myśli w kolejnych kilkudziesięciu miesiącach, nie zmieniłaby nic. Wiedziałaby
bowiem również to, że nie pożałuje żadnej z tych tak silnie przeżytych chwil,
żadnego z tych jakże wyrazistych uczuć i nawet żadnej łzy zawodu i odrzucenia.
Mimo wszystko, po tych dwóch latach huśtawki bilans będzie dodatni. Romans,
który przeżywać będzie w niewiarygodnych snach nie mógłby się przydarzyć w
realu nikomu. To, na co nigdy nie umiałaby się odważyć na jawie, w kolorowych i
realnych snach będzie niosło jej wolę istnienia i radość życia, która doda jej
sił również za dnia. Doda jej sił do stawiania kolejnych kroków w jej,
niełatwym przecież, życiu, do podejmowania nowych, nieznanych wyzwań, do
ciągłego zmagania się z rzeczywistością. Przede wszystkim zaś obudzi w niej
nadzieję na jakieś nowe, lepsze, radośniejsze jutro.
Ani wtedy ani po tych dwóch
kolejnych latach ona nie będzie umiała zdefiniować co za
uczucie nią owładnęło. Lecz po tych dwóch latach ona będzie już świadoma
niewiarygodnie silnego efektu motyla, który poniesie ją drogą od ciepła
delikatnie ujętej dłonią dłoni do uczuć skrajnych i silnych niczym kaskada
wodospadów...
Komentarze
Prześlij komentarz