Stokrotki...

czytam sobie Wiśniewskiego – uwielbiam te obszary, które we mnie porusza. Te znaki zapytania, które stawia i które są również mymi.

No i niestety myślę przy tym o tym co się nigdy nie ziściło a tak piękne było w moich marzeniach... Czuję smutek i żal. Wiem jakich myśli powinnam się trzymać a jednak ten żal ciągle powraca. ...i tęsknota.

I nie wiem o co tu chodzi tak do końca. Czy tęsknię za nim czy za tym co mogło być. Czy to dla mnie ważne dlatego, że straciłam jedną z tych wyjątkowych szans na coś pięknego, czy też tylko żal mi tego dlatego że jest utracone – poza zasięgiem. Tak czy owak nic nie mogę z tym zrobić. Już nic...
przydałby się klin...

Dzisiaj widziałam jego ramiona... Jego widziałam oczywiście w całości. On już nie patrzy, już dawno nie widzi..., nigdy nie będzie między nami normalnie. Możemy tak udawać, ubrać nasz kontakt w plastik ale nie będzie tam prawdy. Albo też prawda będzie wisieć pomiędzy nami zawsze niedopowiedziana.. Każde z nas będzie swoją prawdą żyło... ale jego ramiona i moja bytność w nich kiedyś tam przed laty zawsze będą prawdziwe i zawsze będą moją tęsknotą...
Uwielbiam jego ramiona i jego ręce i jego dłonie i dotyk w nich zaklęty wrażliwy, delikatny ale stanowczy i pewny siebie, pewny tego co chce dotykać i przez to jakiś odświętny jak podarunek z serca dany. Dlaczego to co czuję wydaje mi się takie pierwotne, nie czuję sercem ani rozumem – cząstkami elementarnymi mojego organizmu czuję. Zgęstnieniem krwi, skurczem mięśni, falą zimna lub ciepła właśnie, cierpnięciem palców i rąk cierpnięciem, rumienieniem policzków, pomieszaniem zmysłów, przyzwoleniem, oddaniem, wyrozumiałością, nadzieją...

 czy to jest możliwe abym po raz kolejny aż tak bardzo się myliła?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zaszyfrowana przesyłka

Wodne dzieci

Poranna herbata