Co lubię w książkach Joanny Bator?

W książkach Joanny Bator przede wszystkim cenię sposób, w jaki autorka posługuje się językiem polskim.Trzeba przyznać, że jest mistrzynią stylu. Mam wrażenie, że nie zastanawia się, nie dobiera, nie koryguje, tylko pisze tak jakby mówiła.


Lubię sczytywać jej słowa nawet gdy to o czym opowiada w mniejszym stopniu do mnie trafia lub krócej we mnie zagości. Opowieści jej są nieoczywiste, bardzo emocjonalne choć spokojnym językiem opowiadane, Czasami odsłaniają nieco światy równoległe. Wpływają na nastrój. Poza ekscytacją związaną z ciekawością i czystą przyjemnością pochłaniania książki, czasami przygnębiają, wprawiają w nostalgię.

Zaczęło się od "Ciemno, prawie noc" i reszty trylogii przeczytanej w przedziwnej kolejności /"Chmurdalia", "Piaskowa Góra"/. Najmniej podobała mi się część opowieści, która była najbardziej realna. Natomiast Kotojady czy dwie ciotki przyjmuję w całej ich cygańskiej, egzotycznej fikcjo-rzeczywistości.

Potem była "Wyspa Łza" - ciekawa, inna, refleksyjna. Nie umiałabym krótko powiedzieć "o czym" ale pamiętam, że urzeczona podążałam za bohaterką chłonąc rzeczywistość Sri Lanki od pierwszej do ostatniej strony.

Szalony "Rok królika" charakteryzował najbardziej zadziwiający tok narracyjny ze wszystkich powyższych książek. Historia nie do opowiedzenia. I to jest fajne. Bo książek Joanny Bator nie warto opowiadać. Najlepiej je przeczytać. Treść obrana z jej pięknego języka, z nastroju jaki potrafi budować autorka, wydaje się dziwna i może nawet nieciekawa. Wiem, że i przy lekturze tej książki rozkoszowałam się zdaniami - perłami, potoczystym stylem i carrollowską fantazją.

A potem był prezent...
                                 ... czyli "Puerezento" - powieść reklamowana: "w japońskim stylu zen". Jak dotąd najpiękniej ta książka we mnie wybrzmiewa. Akcji jest w niej niewiele, tylko duszy leczenia i skorup. Czasami aż do zadziwienia /no ile można!/ Trzeba się oswoić z tym "nic" i przyjąć. Cieszyć się każdą stroną, zwolnić. Proza odwdzięczy się terapią duszy, utworzeniem przestrzeni do refleksji nad tym co w nas... Może nawet coś uleczy lub pomoże przyjąć. Dla mnie to była bardzo ciekawa podróż w różne przestrzenie.

Co jeszcze lubię w prozie Joanny Bator?

Zmysł obserwacji i osobistą narrację i to, że zupełnie u niej nie dziwią rekiny przemykające w powietrzu. I bardziej intryguje i zastanawia miś wietrzony co rano na balkonie sąsiedniego domu, niż wizyta dawno zmarłej koleżanki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zaszyfrowana przesyłka

Poranna herbata

Wodne dzieci